środa, 21 stycznia 2015

To co przykryte wydaje się ciekawsze niż to, co na wierzchu

Zaw­sze znaj­dzie się ktoś, kto zauważy jedną wyp­rutą nitkę w sza­cie two­jej mis­ternie ut­ka­nej oso­bowości; gorzej, gdy za tę nitkę pociągnie.



Dawno dawno temu było sobie malutkie państewko, na którego czele stał słaby król. Król był człowiekiem zamkniętym w sobie, żywił urazę do innych władców, których królestwa były piękniejsze i wspanialsze niż jego. Winił za to pogodę, która latem wysuszała pola i niszczyła zbiory, a zimą skuwała mrozem ziemię, tak że dopiero bardzo późną wiosną nadawała się do uprawy. Jego niewielkie państewko nie mogło rozwinąć się tak, jak sąsiednie terytoria, a jego celem było prześcignąć ich i zostać potężnym władcą. Nie mogąc posiadać potężnej gospodarki, starał się naśladować etykietę dworską i modę sąsiadów, chcąc się im jakoś przypodobać. Nie dostrzegał potencjału, leżącego w swoich granicach, kroczył nowo wydeptanymi ścieżkami, chcąc zaimponować innym przywódcom. 

W małej wiosce, niedaleko jego zamku, żył pewien człowiek; nie był ani bogaty, ani nie podzielał królewskiej pogoni za trendami innych władców, toteż nie był dla króla i jego dworzan nikim ciekawym. Prawdę powiedziawszy, człowiek ten był krawcem - ale nie byłby nikim szczególnym, gdyby nie odkrycie, które otworzyło mu furtę do wygodnego życia na królewskim dworze. Otóż krawiec ten przypadkowo nauczył się tworzyć cudowną tkaninę, lekką, przypominającą złoto, cieszącą oczy tych, którzy na nią patrzyli. Nie gniotła się, nie brudziła, a odpowiednie sprawne ręce potrafiły z niej stworzyć piękne szaty. Problem polegał na tym, że materiał wytwarzał ze zwierzęcych odchodów, toteż nie mógł nikomu o tym powiedzieć, bowiem surowiec był łatwo dostępny i wkrótce wielu mogłoby wykorzystywać jego odkrycie. Nasz poczciwy krawiec wiedział, że odkrycie to może być jego życiową okazja, toteż wybrał się w podróż do zamku, chcąc zaoferować swe usługi królowi. Władca nie chciał jednak nawet wysłuchać przybysza; owszem, tkanina mu się podobała, ale jego oczy zasłaniała zazdrość, która ciągle spoglądała na trendy panujące na innych dworach. Odprawił więc go, ale przyjął do swego królestwa innego, który potrafił tworzyć szaty takie, jakie tworzyli mistrzowie szycia u sąsiednich przywódców. 

Poczciwy krawiec wzruszył tylko ramionami i poszedł szukać szczęścia u kogoś innego, bowiem wiedział, że może świetnie wykorzystać okazję daną mu przez los. Chodził od króla do króla; u niektórych bywał dłużej, u innych krócej, lecz wszyscy byli zachwyceni tkaniną, którą umiał wytwarzać. Nie zabawiał tam jednak długo, bo nie miał dostępu do surowca, z którego wyrabiał materiał - naturalnie mógł go zdobyć, ale krawieckie zamówienia na zwierzęce odchody mogłyby wzbudzić niepotrzebne podejrzenia. Odwiedzał więc różne królestwa, aż wieść o cudownej tkaninie dotarła do państewka, z którego pochodził. 

Król aż posiniał ze złości; po pierwsze, przepuścił okazję bycia wyznacznikiem nowego trendu, po drugie na sąsiednich dworach arystokracja ubierała szaty krawca z jego kraiku, a on nie miał do nich dostępu! Posłał więc gońca po poczciwego człowieka i zaoferował mu bogactwa w zamian za przybycie na jego dwór. Krawiec tęsknił już wtedy za domem i pomyślał, że rozsądnym byłoby wrócić w rodzinne strony, gdzie mógł tworzyć materiał bez wzbudzania podejrzeń oraz pomóc rozwinąć rodzinny kraj, który w końcu w pewien sposób kochał. Przybył więc do króla i zaczął mu służyć; miał wszystko, czego potrzebował, bo król chętnie spełniał jego potrzeby w zamian za pozycję, którą zyskał dzięki krawcowi wśród innych królestw oraz to, że jego państewko bardzo szybko się rozrosło i zyskało wpływy. Ludzie chętnie tu przyjeżdżali i prosili władcę o możliwość zamieszkania pod jego zwierzchnictwem, w zamian sprawiali, że kraj rozrastał się. 


Po kilku latach dobrobytu król zainteresował się tajemniczą metodą wytwarzania pięknej tkaniny; jako władca miał prawo to wiedzieć - a przynajmniej on tak sądził. Wiedza, którą chciał zdobyć, połechtałaby jego ego; miał to, czego pożądali inni władcy, chciał jeszcze wiedzieć w jaki sposób to działa, aby móc wrosnąć tym bardziej w ich oczach, jako człowiek znający pożądany sekret. Pewnego dnia zażądał od krawca wyjawienia mu swej tajemnicy. Nasz poczciwy człowiek znał władcę i wiedział, że jest człowiekiem uważającym się za szlachetnie urodzonego, który brzydzi się bodaj spojrzeć na surowiec, służący mu do wyrobu cudownej tkaniny. Wiedział jednak, że jeśli odmówi zdradzenia sekretu, nie będzie mógł dłużej cieszyć się łaskami władcy, a w głębi duszy żywił nadzieję na to, że król naprawdę docenia to, co robi dla państwa i pogodzi się z bolesną wiedzą. Zaryzykował więc i wyjawił tajemną wiedzę. 

Zaskoczyła go mocno reakcja króla; nie mógł on pogodzić się z tym, że jego szlachetne urodzenie zostało zbrukane śmierdzącymi brudami. Władca oskarżył krawca o zdradę stanu, że wystrychnął go na dudka, aby ośmieszyć go przed poddanymi, że chciał go przyrównać do tych, którzy powinni go podziwiać. W swej wściekłości wyrzucił tego, któremu zawdzięczał najwięcej; nie obchodziło go to, w jego oczach to on osiągnął tak wysoką pozycję wśród innych królestw. Nie zamierzał jednak porzucić wiedzy, którą zyskał, toteż nauczył pomniejszych krawców ze swego dworu prząść cudowną tkaninę, która w dalszym ciągu zasilała jego skarbiec; nie założył jej jednak nigdy więcej, poprzez wspomnienie o upokorzeniu, na które wystawił go nielojalny sługa. 

A tenże sługa? Zaszył się w jakiejś samotni, prowadząc życie odrzuconego przez własnych ziomków. Starał się pogodzić z tym, że przewrotny król wykorzystał jego dobrą wolę do własnych celów, a później znalazł nowy dom, gdzie waga tego, co robił była ważniejsza niż to, z jakiego gówna potrafił to stworzyć.