wtorek, 18 marca 2014

Evil and Wicked just don’t mix. Wicked always wins



Ab­surdem jest dzielić ludzi na dob­rych lub złych. Ludzie są al­bo cza­rujący, al­bo nudni. 


Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, co ludzi pociąga w złu? Czy jest to tylko dzieło chorych na umyśle ludzi-sadystów, czy może jest w tym coś pociągającego? Czy może raczej, co takiego się przez zło zyskuje? 

Zło jest fajne. Kuszące. Pociągające. Pewnie większość ludzi uzna, że to głupie, ale tak po prostu jest - może nie dla każdego, ale dla sporej części ludzi jest. Mylą je często z nikczemnością, a wydaje mi się (mam nadzieję, że słusznie), że jest to różnica. 

Spora część tych, którzy Zło uprawiają, uważa, że posmakowali Zła. Ja zgadzam się z kimś, kto uważa, że to bzdura. To my jesteśmy ucztą, Zło smakuje nas, jeśli jesteśmy smaczni, to trudno powstrzymać jego apetyt. Aby było ciekawiej, nie działa na zasadzie pasożyta; przystawka doskonale wie, że jest zjadana, ale otrzymuje wiele, aby podtrzymywać własną ochotę na bycie przekąską, a także utrzymać apetyt Zła na siebie samego. 

W zamian za tę 'ofiarę', za 'utrzymanie umowy', jest się samowystarczalnym - a może raczej, 'złowystarczalnym'. Związek ze Złem jest związkiem z pozoru perfekcyjnym - pozbawionym kłótni, daje dużo radości, obdarowuje nas prezentami. To, co czują inni, zostaje odepchnięte - Zło zawsze stawia nas na pierwszym miejscu, jesteśmy w centrum jego zainteresowań; to coś, co zawsze dba o nas, nie wymaga sztucznych obietnic czy zachowań. Kosztem naszego szczęścia jest szczęście innych - magia, nieważne czy dobra, czy zła, zawsze ma swoją cenę; energią, napędzającą sprawczą moc Zła, jest właśnie szczęście innych - my zaś stajemy się żywym odkurzaczem, który tę energię wykrada. Czy to przeszkadza? Nie, nie bardzo. W końcu jesteśmy wtedy zaprogramowani tak, że to, co dzieje się w naszym życiu, jest wartością nadrzędną; inni są tylko przekąskami, które musimy zjeść my, aby stać się bardziej pożywni dla perfekcyjnego partnera, Zła. 

Rzeczywiście, ludziom samotnym to odpowiada. Wychodzę z założenia, że niewielki odsetek związków ma szansę przetrwać na bardzo długi okres czasu, toteż nic dziwnego, że po pewnym czasie ten perfekcyjny związek ze Złem zacznie nas nudzić. Zaczniemy szukać czegoś nowego, albo to ktoś nowy pojawi się w naszym życiu. Nagle widzimy, że nie ma dla nas podziału na dobro i zło - tkwimy w tak moralnie obojętnej postawie, że dzielimy ludzi na tych, którzy nas interesują, oraz na ludzi nudnych. W naszym życiu pojawia się właśnie ktoś czarujący, kto pokazuje, że warto używać wszystkiego, co życie oferuje, a zło jest tylko jedną z jego rozrywek. Poprzedni, idealny związek ze Złem zostaje przerwany, ale to było przecież ważne 'uczucie', stara miłość nie rdzewieje, więc zostaje w nas ten krzew Zła, z którego czasami zrywamy owoce; nie wracamy jednak jeszcze do tej relacji, przecież znaleźliśmy kogoś nowego, lepszego.

Biada takiej osobie - serdecznie współczuję każdemu, kto odbił kogoś Złu. Przyzwyczajenia, nabyte wcześniej, utrudniają im odnalezienie się w nowej sytuacji, jaką jest odczuwanie czegoś dobrego, czerpania radości z czegoś innego, niż dotychczas. Ta nowość niesamowicie dobrze na nie wpływa, ale w euforii zatracają się i chcąc sięgnąć po więcej, czasami zrywają owoce z tego krzewu, który w nich pozostał. Są zagubieni, ale dla czegoś ważnego są w stanie się nauczyć czerpać radość także z odczuwania dobra, naprawdę. 

Zło nie jest najgorszą rzeczą w człowieku. Z każdego zła może wyniknąć coś dobrego, coś nieoczekiwanego. Dużo gorsza jest Nikczemność, która popycha ludzi do dużo gorszych czynów. Zło się nie rodzi, zło się robi - nikczemność rozwija się razem z człowiekiem, jest jego nieodłączną cząsteczką, a nie tylko dodatkiem. 

W mojej opinii - powielonej, ale uważam, że zdanie jest słuszne - Zło i Nikczemność się nie łączą; w bezpośrednim starciu to Nikczemność zawsze wygrywa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz